Książka jest zapisem językoznawczych rozmów profesorów Jerzego Bralczyka, Jana Miodka i Andrzeja Markowskiego z dziennikarzem radiowej Trójki - Jerzym Sosnowskim. Chociaż jest ona zredagowana w formie zabawnej dyskusji, to w jakimś sensie przypomina wykłady moich toruńskich profesorów filologii polskiej - Zofii Kallas i Macieja Grochowskiego. Wielki sentyment... Niech to jednak nie zniechęca czytelników, którzy nie mieli styczności z naukowym podejściem do języka narodowego. Jest to też wyjątkowa okazja, żeby poznać znane autorytety z niejęzykoznawczej strony. J. Bralczyk zaskakuje wyśmienitą znajomością "Pana Tadeusza", którego rozległe fragmenty cytuje z pamięci ("istnieje hipoteza, że zna na pamięć całość"). J. Miodek to zapalony kibic Ruchu Chorzów, natomiast J. Bralczyk przyznaje się (w tłumaczącym tonie) do oglądania "Kiepskich".
Książka napisana jest przystępnym stylem i okraszona humorystycznymi anegdotkami. Jest to propozycja potrzebna i cenna, wspaniała alternatywa dla żmudnego studiowania "Słownika poprawnej polszczyzny"!
Abrewiacja (skracanie)
Jej źródłem jest podobno stenografia, czyli skrócona metoda zapisu używana w wojsku, dziennikarstwie, sądownictwie. Nie jest to zjawisko nowe w języku, gdyż nawet w czasach chrystusowych znany był skrót imienia Jezus = Is, Isus. Poniżej kilka ciekawych przykładów:
P.T. - (łac.: Pleno titulo) - ze wszystkimi należnymi tytułami
BTW (ang.: by the way) - nawiasem mówiąc
IMO (ang.: in my opinion) - moim zdaniem
WTF (ang.: what the fuck)- co to jest, do cholery
MZ - moim zdaniem
Interpunkcja
Niepotrzebnie uczymy na lekcjach języka polskiego, że przecinek stawiamy przed "że", "który", "lecz"... Niezawodna jest bowiem zasada składniowa, czyli oddzielanie zdań podrzędnych. Przecinek podpowiada nam też czasami jak odczytać utwór- dzieje się tak np. w dziełach Adama Mickiewicza.
Wulgaryzmy
Agnieszka Osiecka uważała wulgaryzmy za wyraz bezradności wobec świata. Językoznawcy twierdzą, że są one wyrazem braku ogłady, ale nie są niepoprawnością językową. Bywa, że są kwestią historyczną albo nawet geograficzną:
-w Wielkopolsce pieprzyć oznaczało bajdurzyć
-nazwanie kobiety ty motyko było na Dolnym Śląsku najgorszym wyzwiskiem wobec płci pięknej
-w średniowieczu słowo kobieta było rozumiane jako inwektywa (co wynikało przede wszystkim z kulturowego deprecjonowanej pozycji tej płci)
-Jerzy Waldorff stwierdził niegdyś "Panowie, my tu zaczynamy pierdolić", co prof. Miodek wyjaśnia na poziomie trzech warstw historycznych (pieprzyć = puszczać bąki, opowiadać głupoty, współczesny wulgaryzm)
-w średniowieczu słowo kutas było nacechowane neutralnie, a w XVII/XVIII-wiecznej Polsce nazywało ozdobę końską (pędzel z nici lub sznureczków).
-w Wielkopolsce pieprzyć oznaczało bajdurzyć
-nazwanie kobiety ty motyko było na Dolnym Śląsku najgorszym wyzwiskiem wobec płci pięknej
-w średniowieczu słowo kobieta było rozumiane jako inwektywa (co wynikało przede wszystkim z kulturowego deprecjonowanej pozycji tej płci)
-Jerzy Waldorff stwierdził niegdyś "Panowie, my tu zaczynamy pierdolić", co prof. Miodek wyjaśnia na poziomie trzech warstw historycznych (pieprzyć = puszczać bąki, opowiadać głupoty, współczesny wulgaryzm)
-w średniowieczu słowo kutas było nacechowane neutralnie, a w XVII/XVIII-wiecznej Polsce nazywało ozdobę końską (pędzel z nici lub sznureczków).
Profesorowie podkreślają zgodnie, że wulgaryzmy wyzwalają napięcie emocjonalne. Zaskoczeniem mogą być słowa prof. Markowskiego: "A ja właśnie czasem przeklinam - jak jestem sam, dla samego siebie" (str. 58). Gorzej, jeśli niecenzuralne słowa pełnią funkcję fatyczną, a więc służą jedynie podtrzymaniu rozmowy, stają się swoistym przerywnikiem. Ciekawa jest też teoria, że język zaczął się wulgaryzować wraz z rozwojem demokratyzacji. Bralczyk zauważa, że brak wulgaryzmów, to jedna z jaśniejszych stron PRL-u. Pojawia się również rada dla użytkowników języka, żeby używać niecenzuralnych słów niezwykle rzadko, aby nie straciły w naszych ustach swej mocy. W latach 90-tych pojawiła się irytująca tendencja to eufemizowania wulgaryzmów (słyszymy: zajefajny zamiast zajebisty, południowe kuźwa lub północne kurna zamiast kurwa). Na koniec dwa archaiczne wulgaryzmy: do kaduka, do kroćset.
Deklinacja
Polacy obawiają się odmiany nazwisk. Wynika to z lęku, że ktoś nie będzie wiedział, jak brzmi mianownik. Ilustrującym przykładem może być stwierdzenie słownik Bańki (słownik pod redakcją Bańki), gdyż nie wiadomo, czy prof. Mirosław ma na nazwisko Bańko czy Bańka (poprawnie: Mirosław Bańko). Niektórzy też nie życzą sobie odmiany swojego nazwiska, chociaż nie mają takiego prawa. Czytamy bowiem: "jeżeli odmienia nazwiska nie powoduje nieporozumień, to NAZWISKA NALEŻY ODMIENIAĆ" (str. 68). Wyjściem z kłopotliwego impasu w odmianie jest układanie zdań, w których występuje ono w mianowniku (np. zamiast Januszowi Wiśniewskiemu za bardzo dobre wyniki w nauce można Janek Wiśniewski dostaje nagrodę za...). Nie odmieniamy jedynie nazwisk, które nie posiadają polskiego wzorca odmiany, jak np. Ceaucescu. Pamiętajmy też, że niektóre imiona i nazwiska funkcjonują jako całość (np. zaczęło się od Walter Scotta, płyta Jimmy Page'a - brak odmiany imienia). Jednak w starannej polszczyźnie należy takie imiona odmieniać i oddzielać apostrofem (Jimmy'ego Page'a). Ciekawostki:
-z Albertem Camus (nie: Camusem)
-"Mały Książę" jest dziełem Antoine'a de Saint Exupery lub Exupery'ego (jeśli bez imienia)
-książki Umberto Eco (nie: Eca)
Jeśli deklinacja obcego nazwiska nie pasuje do polskich wzorców, to możemy odmienić imię (z Salvadorem Dali, nie: Salvadorem Dalim). Nazwiska kobiet zakończone na samogłoski nie deklinują się (dla pani Nowak, nie: Nowakowej). Zauważa się też zanikanie końcówek wołacza w odmianie imion (Andrzej! zamiast: Andrzeju!). Budujące jest natomiast podawanie tożsamości w odpowiedniej kolejności (imię i nazwisko). Jest to zasługa... komputerów, które alfabetycznie porządkują kolejność. Dawniej układano spisy "odręcznie", więc w urzędach należało przedstawiać się od nazwiska.
Język reklamy
Wszelkie odchylenia od normy językowej są w niej mile widziane, bo przyciągają uwagę odbiorcy. Błędy są najczęściej popełnione celowo ze względów marketingowych. Przykłady: mleko z polskiej krowy, Czy używa pani Calgon? (zamiast Calgonu), "polskie mleko z polskiej krowy", (masło) "stworzone z natury". Od lat reklama jest bardziej zrozumiałym kodem językowym niż literatura. Ciekawostka: slogan Coca-cola to jest to jest autorstwa Agnieszki Osieckiej.
Zapożyczenia
Słowem, które najdłużej czeka na swój polski odpowiednik jest weekend. Smucić może fakt, że polszczyzna nie doczekała się żadnego słowa eksportowego, bo przecież wódka to rusycyzm.
Nadużywamy natomiast takich zapożyczeń:
Feminizacja języka
Zapewne większość z Was pamięta wystąpienie Pani "ministry" Muchy, która zażyczyła sobie żeńskiej formy stanowiska. Tak na marginesie - ministra po łac. oznacza służącą (!). Tworzenie form żeńskich nie jest kwestią języka, ale socjologii, bo to społeczeństwo musi zaakceptować i korzystać z takich form. Wyobraźmy sobie takie absurdalne wersje:
Język żyje
Reliktami polszczyzny są:
-czas zaprzeszły (poszedłem był do kina i obejrzałem film) dla wyrażenia czynności dokonanej w stosunku do innej czynności przeszłej
-liczba podwójna (rękoma, oczyma, dwie słowie, dwie niewieście)
Językoznawczy wnioskują, że język rozwija się przez błędy, nieznajomość zasad. Dawniej mówiło się wykonywam, wykonywasz, wykonywa. Obecnie co trzeci Polak mówi wykonywuję, a wykonywujący dla 70% Polaków uchodzi za poprawne. Podczas gdy poprawna forma to wykonywający lub wykonujący. Ciekawe są też przewidywania naukowców - oto kilka z nich:
- wypieranie formy trzea nad trzeba
-zanikanie imiesłowu przysłówkowego uprzedniego w potocznym języku (przyszedłszy do domu, zjadłem obiad)
-zanik nosówek (wypieranie przez formy typu: chodzoł z toł dziewczynoł). Spostrzeżenie, a właściwie podany przykład był dla mnie zaskoczeniem. Potwierdzam wspomniane obawy, ale w głowie mam innego typu formy (np. przyjde do ciebie), a więc "obcinanie" znaków diakrytycznych (nosowości)
-ujednolicanie akcentu (tylko na drugą sylabę od końca).
Plusy i minusy polszczyzny
Pozytywne zjawiska w języku:
-ekonomia (polski: wiatrak, niemiecki: Windmulle)
-szyk swobodny, który daje możliwość eksponowania dowolnych wyrazów w zdaniu
-bogate słownictwo
Minusy:
-brak ujednoliconych końcówek (jedynie celownik liczby mnogiej ma tylko jedną końcówkę -om)
-wielość liczebników zbiorowych (dwóch kochanków, dwoje kochanków)
-szeleszczenie (wielość głosek szczelinowych)
-kalkowanie angielskiej składni (Sopot Festival, Wola Park).
Ciekawostki:
-wenedyk - sztuczny język (jak np. esperanto) z polską składnią i łacińskimi rdzeniami (Ojcze nasz to: Patrze nostry)
-końcówka -em w narzędniku rodzaju nijakiego została wprowadzona przez Onufrego Kopczyńskiego i nie przetrwała do współczesności. Pozostało tylko w Zakopanem, Ostrowitem, Wysokiem Mazowieckiem
-słowo nastolatek wprowadził do języka Władysław Kopaliński
- w wyniku powojennego konkursu zyskaliśmy takie słowa jak: podomka, rozgłośnia (zamiast: radiostacja), samochód (zamiast dosłownego tłumaczenia automobilu na samoruch)
- Jan Kochanowski jako pierwszy użył że zamiast iże.
W pamięci zapada kilka poprawnościowych zasad, utrzymanych w stylu niniejszej książki:
-meczów, bo meczy tylko koza
-w cudzysłowie, bo nie mówi się "w dupiu"
-poszłem, bo jestem osłem.
Końcowe refleksje zwykłego polonisty
Podczas lektury w mojej głowie nieustannie kołatało pytanie, które nurtuje również profesorów uniwersyteckich: jak przekonać młodzież do pracy nad poprawnością językową? Okazuje się, że powinniśmy wpajać przekonanie, że od poprawności językowej zależy ich sukces zawodowy, a zatem i życiowy. Elementem współczesnego wizerunku jest bowiem język. Nie powinniśmy jednak uczyć młodzieży poprawności, ale świadomości językowej. Rozmówcy Jerzego Sosnowskiego nie wierzą też w epidemię dysortografii i popierają uczenie się wierszy na pamięć, jako formę treningu mózgu. Potwierdzona została też wersja o istnieniu jedynie dwóch rodzajów rzeczownika w liczbie mnogiej (męskoosobowego i niemęskoosobowego), w nie trzech (męskiego, żeńskiego i nijakiego), jak to podają niektóre podręczniki języka polskiego. Na koniec przykra uwaga. Niestety książka nie jest wolna od błędów, co według mnie jest niedopuszczalne w tego typu pozycji:
-błąd językowy - "Rzadko mówię dobrze o szkole- o systemie, w jakim pracuje" (str. 257)
-błąd merytoryczny - prof. Markowski nie rozróżniają pojęć dysgrafia, dysortografia, co zauważalne jest w stwierdzeniu: "Każdy specjalista rozpozna, co jest dysgrafią, a co nieumiejętnością ortograficzną" (str. 236).
Nadużywamy natomiast takich zapożyczeń:
kondycja- zamiast: stan
dokładnie- zamiast: w istocie, w rzeczy samej
z rzędu - zamiast: pod rząd
projekt - zamiast: przedsięwzięcie
wow - zamiast: o rany
Zadziwiając jest też nasza wierność obcej pisowni (np. weekend, jeansy, jazz). Należy bowiem spalszczać pisownię i wymowę zapożyczeń. Zapożyczenia w obszarze struktur językowych są szczególnie widoczne w języku reklamy i mediów:
Sopot Festiwal - zamiast: festiwal sopocki
Kredyt Bank - zamiast: bank kredytowy
Feminizacja języka
Zapewne większość z Was pamięta wystąpienie Pani "ministry" Muchy, która zażyczyła sobie żeńskiej formy stanowiska. Tak na marginesie - ministra po łac. oznacza służącą (!). Tworzenie form żeńskich nie jest kwestią języka, ale socjologii, bo to społeczeństwo musi zaakceptować i korzystać z takich form. Wyobraźmy sobie takie absurdalne wersje:
major - mjorka
kierowca - kierowczyni
kapitan - kapitanka
bankowiec - bankowczyni/bankówka
A może zadziałajmy odwrotnie:
przedszkolanka - przedszkolanek
maszynista - maszynistka (przecież to słowo jest już zarezerwowane dla innego stanowiska)
pilot - pilotka (jak czapka)
drukarz - drukarka (np. komputerowa).
Dużo większym problemem jest to, że Polacy babieją gramatycznie (używając form wzięłem, zaczęłem, poszłem, spięłem) albo stosują błędnego zwrotu adresatywnego proszę Panią (zamiast: proszę Pani). Ten ostatni błąd wynika z obecnej ekspansji biernika zamiast tradycyjnego dopełniacza. Z dawnych form (np. proszę mamy/taty) został jedynie zwrot proszę Pani.Język żyje
Reliktami polszczyzny są:
-czas zaprzeszły (poszedłem był do kina i obejrzałem film) dla wyrażenia czynności dokonanej w stosunku do innej czynności przeszłej
-liczba podwójna (rękoma, oczyma, dwie słowie, dwie niewieście)
Językoznawczy wnioskują, że język rozwija się przez błędy, nieznajomość zasad. Dawniej mówiło się wykonywam, wykonywasz, wykonywa. Obecnie co trzeci Polak mówi wykonywuję, a wykonywujący dla 70% Polaków uchodzi za poprawne. Podczas gdy poprawna forma to wykonywający lub wykonujący. Ciekawe są też przewidywania naukowców - oto kilka z nich:
- wypieranie formy trzea nad trzeba
-zanikanie imiesłowu przysłówkowego uprzedniego w potocznym języku (przyszedłszy do domu, zjadłem obiad)
-zanik nosówek (wypieranie przez formy typu: chodzoł z toł dziewczynoł). Spostrzeżenie, a właściwie podany przykład był dla mnie zaskoczeniem. Potwierdzam wspomniane obawy, ale w głowie mam innego typu formy (np. przyjde do ciebie), a więc "obcinanie" znaków diakrytycznych (nosowości)
-ujednolicanie akcentu (tylko na drugą sylabę od końca).
Pozytywne zjawiska w języku:
-ekonomia (polski: wiatrak, niemiecki: Windmulle)
-szyk swobodny, który daje możliwość eksponowania dowolnych wyrazów w zdaniu
-bogate słownictwo
Minusy:
-brak ujednoliconych końcówek (jedynie celownik liczby mnogiej ma tylko jedną końcówkę -om)
-wielość liczebników zbiorowych (dwóch kochanków, dwoje kochanków)
-szeleszczenie (wielość głosek szczelinowych)
-kalkowanie angielskiej składni (Sopot Festival, Wola Park).
Ciekawostki:
-wenedyk - sztuczny język (jak np. esperanto) z polską składnią i łacińskimi rdzeniami (Ojcze nasz to: Patrze nostry)
-końcówka -em w narzędniku rodzaju nijakiego została wprowadzona przez Onufrego Kopczyńskiego i nie przetrwała do współczesności. Pozostało tylko w Zakopanem, Ostrowitem, Wysokiem Mazowieckiem
-słowo nastolatek wprowadził do języka Władysław Kopaliński
- w wyniku powojennego konkursu zyskaliśmy takie słowa jak: podomka, rozgłośnia (zamiast: radiostacja), samochód (zamiast dosłownego tłumaczenia automobilu na samoruch)
- Jan Kochanowski jako pierwszy użył że zamiast iże.
W pamięci zapada kilka poprawnościowych zasad, utrzymanych w stylu niniejszej książki:
-meczów, bo meczy tylko koza
-w cudzysłowie, bo nie mówi się "w dupiu"
-poszłem, bo jestem osłem.
Końcowe refleksje zwykłego polonisty
Podczas lektury w mojej głowie nieustannie kołatało pytanie, które nurtuje również profesorów uniwersyteckich: jak przekonać młodzież do pracy nad poprawnością językową? Okazuje się, że powinniśmy wpajać przekonanie, że od poprawności językowej zależy ich sukces zawodowy, a zatem i życiowy. Elementem współczesnego wizerunku jest bowiem język. Nie powinniśmy jednak uczyć młodzieży poprawności, ale świadomości językowej. Rozmówcy Jerzego Sosnowskiego nie wierzą też w epidemię dysortografii i popierają uczenie się wierszy na pamięć, jako formę treningu mózgu. Potwierdzona została też wersja o istnieniu jedynie dwóch rodzajów rzeczownika w liczbie mnogiej (męskoosobowego i niemęskoosobowego), w nie trzech (męskiego, żeńskiego i nijakiego), jak to podają niektóre podręczniki języka polskiego. Na koniec przykra uwaga. Niestety książka nie jest wolna od błędów, co według mnie jest niedopuszczalne w tego typu pozycji:
-błąd językowy - "Rzadko mówię dobrze o szkole- o systemie, w jakim pracuje" (str. 257)
-błąd merytoryczny - prof. Markowski nie rozróżniają pojęć dysgrafia, dysortografia, co zauważalne jest w stwierdzeniu: "Każdy specjalista rozpozna, co jest dysgrafią, a co nieumiejętnością ortograficzną" (str. 236).
Ocena: 5/6
Liczba stron: 288